W drugiej części artykuły chcemy przybliżyć Czytelnikom zagadnienie zupełnie zapomniane, jakim bez wątpienia są dzieje osadnictwa olęderskiego na obszarze dawnej Polski.
Przypomnijmy, iż na terenie obecnej dzielnicy Białołęka zachowały się w stopniu daleko posuniętej dewastacji trzy nekropolie, na których chowani byli zamieszkali tu osadnicy wyznania ewangelickiego.
W pierwszej części artykułu zaprezentowaliśmy historię osadnictwa olęderskiego. Już w późnym średniowieczu przybywali do Polski osadnicy z dalekich Niderlandów, którzy w swej ojczyźnie byli prześladowani ze względu na wyznawaną wiarę. Często byli to mennonici, członkowie jednej z grup wyznaniowych, które powstawały głównie w zachodniej Europie na fali szesnastowiecznej reformacji. Przybysze ci osadzani byli na terenach podmokłych, obszarach często nawiedzanych przez powodzie. Jako Holendrzy z pochodzenia zaprawieni byli w walce z żywiołem, jakim jest woda, prezentowali też wysoki poziom w prowadzeniu gospodarstw. Żyli we własnych, samowystarczalnych osadach, gdzie znajdowali wszystko co było im potrzebne do egzystencji. Z biegiem wieków pośród przybywających osadników zaczęli przeważać Niemcy, także ewangelicy, jednak mimo zmiany narodowościowej charakter tego osadnictwa, zwanego osadnictwem olęderskim, pozostał ten sam.
Przybysze lokowali swoje osady wzdłuż doliny Wisły, zamieszkali też na obszarze dzisiejszej dzielnicy Białołęka, która niegdyś poprzecinana była strugami wodnymi, a na części jej terytorium znajdowały się tereny podmokłe, nawet bagna. Nie wiemy, kiedy osadnicy przybyli na te ziemie. Nie znamy żadnych przekazów, które przybliżałyby nam czas ich lokacji. Jedynym zachowanym świadectwem po olędrach są zapuszczone cmentarze. Tylko daty na ocalałych nagrobkach świadczą w jakim okresie żyli tu osadnicy. Byli już tu na pewno w 2 połowie XIX wieku, ale zapewne osiedlili się tu wcześniej.
Największą z białołęckich ewangelickich nekropolii jest cmentarz położony na południe od ulicy Juranda ze Spychowa na terenie Brzezin. Ma on kształt prostokąta o powierzchni około pół hektara. Dziś jest to teren prawie całkowicie porosły przez dziko rosnące krzewy, a jego obrzeża częstokroć służą jako miejsce nielegalnej wywózki śmieci.
Jeśli ktoś przedrze się przez gęstwinę do środka cmentarza, jego oczom ukażą się zmurszałe grobowce, w dużej części poprzewracane. W lepszym lub gorszym stanie przetrwało tu kilkanaście nagrobków z czytelnymi inskrypcjami. Mamy też cały szereg porozrzucanych elementów kamieniarki z rozbitych grobowców. Zachowane nagrobki wykonane są przeważnie z trwałego piaskowca, kilka jest murowanych, a także mamy tu około 12 ziemnych mogił otoczonych cementowymi obramieniami.
Na cmentarzu zachował się fragment nagrobka z inskrypcją w języku niemieckim, gdzie widnieje data śmierci tu spoczywającego - rok 1872. Jest to o tyle ważne, iż jest to najstarszy z zachowanych nagrobków na wszystkich trzech białołęckich cmentarzach. Do najbardziej okazałych grobowców z nekropolii na Brzezinach należy cała kwatera skoligaconych ze sobą rodzin Beckerów i Rentzów. Są to cztery duże kamienne płyty, na których widnieją tarcze z wpisanymi w niemieckim gotykiem imionami i nazwiskami zmarłych, a także cytat z Psalmu 23 (patrz zdjęcie). Na pewno były to osoby dobrze sytuowane, co można stwierdzić już po wyglądzie zdewastowanej dziś kwatery. Z inskrypcji dowiadujemy się, iż pochówki miały miejsce w latach 20. i 30. XX wieku. Z lat 90. XIX stulecia pochodzi masywna płyta kryjąca szczątki rodziny Dircks. Pochowani są tu Hans, Georg, Paul i Peter, którzy jako dzieci zmarli na przestrzeni bardzo krótkiego czasu.
Inskrypcje na pomnikach wykonywano w języku niemieckim, ale nie brakuje też inskrypcji po polsku. Zachowały się one m.in. na przewróconym nagrobku zmarłego w 1918 roku Władysława Kaufmanna, czy Marii z Gerbzów Kliwer (zm. 1936). Ten ostatni pomnik ma ciekawy kształt obelisku. Występowanie inskrypcji w obu językach świadczy o częściowej polonizacji niemieckich osadników.
Kolejna z dawnych ewangelickich nekropolii usytuowana jest na wysuniętym na północ od Brzezin Augustówku, przy skrzyżowaniu ulic Mańkowskiej i Ruskowy Bród. Jest to cmentarzyk malutki, około 0,1 ha, malowniczo położony na niewysokim wzniesieniu. Teren pokryty jest młodym lasem i krzewami, ale nie tak bujnymi jak na Brzezinach. Przetrwało tu kilka przewróconych kamiennych grobowców, jak grób Kristiana Martina z 1929 r., Anny Bucholtz z 1937, czy Otto Josefa Daniela Klana - trzyletniego dziecka zmarłego w 1901 roku. Najstarszym jest grób Georga Koppa z 1898 roku. Na augustowskim cmentarzyku zachował się też drewniany filar dawnej furtki.
Trzeci z interesujących nas cmentarzy położony jest tuż nad samą Wisłą na terenie Kępy Tarchomińskiej. Oddalony jest on od głównej drogi, ciężko go także wypatrzyć. Pośród kilku drzew zachowało się tylko pięć małych nagrobków, w tym najstarszy z 1896 roku. Na jednym z nagrobków widnieje polsko brzmiące nazwisko Pauliny Kozłowskiej (zm. 1901), choć sama inskrypcja jest w języku niemieckim. Może to wskazywać na to, iż osadnicy wiązali się także z Polakami. Zapewne musiały występować mieszane małżeństwa. Po wyglądzie nagrobków z cmentarza na Kępie Tarchomińskiej możemy wnioskować, iż tutejsi osadnicy musieli być biedniejsi od swych pobratymców z Brzezin i Augustówka, gdyż pomniki te są znacznie skromniejsze.
Co stało się z osadnikami? Opuścili Białołękę w czasie wojny. Zapewne nastąpiło to pod jej koniec, a za najbardziej prawdopodobny czas należy uznać drugą połowę 1944 roku. Do ciężkich walk niemiecko-radzieckich doszło na terenie Białołęki we wrześniu i październiku owego roku. Zresztą na cmentarzu na Brzezinach możemy dostrzec pozostałości umocnień ziemnych z tego okresu, a kilka nagrobków nosi ewidentne ślady po odłamkach. Wojska niemieckie wysiedliły wtedy wszystkich mieszkańców z terenu zmagań, w tym zapewne i osadników, którzy już nie powrócili. Po wojnie bezpańskie cmentarze niszczały stając się darmowym źródłem kamienia dla lokalnych kamieniarzy. Sam widziałem na Cmentarzu Bródnowskim powojenną płytę nagrobną, która na odwrocie miała dobrze czytelną inskrypcję pisaną niemieckim gotykiem. Czas i lokalni wandale dopełnili dzieła zniszczenia. Dziś cmentarze nadal niszczeją, choć nowe budownictwo rozwijającej się dzielnicy przybliża się do nich coraz bardziej, co szczególnie silnie widoczne jest na Brzezinach. Do bezpańskich cmentarzy nikt się nie przyznaje, a można by stworzyć zbiór wszystkich ocalałych nagrobków w jednym miejscu, np. na jednym z czynnych warszawskich cmentarzy ewangelickich. Podobnie uczyniono przed pięciu laty w Szczecinie, gdzie w jedno miejsce zwieziono i poddano renowacji nagrobki z aż 24 okolicznych poniemieckich nekropolii. Spieszmy się więc, zanim nie zginą ostatnie ślady po ewangelickich osadnikach i wielokulturowości Białołęki.
Michał Pilich
Żeby powiększyć miniaturę kliknij na niej