Kronikarz praski powinien tak to wszystko zapisać: Pierwszego stycznia 2002 roku punktualnie o godzinie dwunastej - w
samo południe - kiedy wskazówki dużego zegara na wieży Liceum im. Króla Władysława IV przy Al. Solidarności złączyły się,
usłyszeliśmy donośne uderzenia czasomierza, a następnie zagrała pozytywka. Spora grupa osób, tych co specjalnie tutaj
przyszli i tych przypadkowych przechodniów, wysłuchała bardzo miłej melodii płynącej z głośników zegara. Zegar został
po wielu latach uruchomiony. Właściwie jest to nowy zegar. O dużej białej tarczy i dobrze widocznych z oddali czarnych
wskazówkach. Wieczorem wieża zegarowa liceum jest pięknie podświetlana. A cała szkoła została ostatnio wyremontowana.
Ma między innymi nowe pokrycie dachu z blachy miedzianej - jednym słowem władze naszej dzielnicy, jak tylko mogły
tak uczciły ponad stuletnią praską placówkę. Kiedy umilkły dźwięki pozytywki (bo tak chyba trzeba nazwać zegarową
muzykę) rozległy się oklaski. Tym gestem wyrażono uznanie dla obecnego przed szkołą dyrektora Zarządu Dzielnicy
Praga-Północ Ireneusza Tondery, który korzystając z podniosłej chwili złożył mieszkańcom Pragi najlepsze życzenia
noworoczne. Zegar, w dodatku sygnalizujący południe piękną melodią, stał się na Pradze faktem.
Kiedy wpatrywałem się w nowy zegar i wsłuchiwałem w melodię, płynącą z wieży, pogrążyłem się we wspomnieniach. Pierwszy
zegar, taki do użytku publicznego, znajdował się na lewej wieży (patrząc od przodu) kościoła św. Floriana, parę metrów
nad sklepieniem gotyckich okien. Gdyby kościół nie został zburzony przez Niemców w 1944 r., może i zegar pozostałby
na swoim miejscu. Pięknie odbudowany kościół, dziś katedra Diecezji Warszawsko-Praskiej nie ma zegara, który wraz ze
świątynią obchodziłby w roku ubiegłym stulecie istnienia. Drugi zegar znajdował się na budynku szkoły im. Władysława
IV. Chodził bardzo sprawnie. Nawet po drugiej wojnie światowej trochę go podreperowano, ale ciągle przerywał swą pracę.
Próbowano gdzieś w latach 60. ożywić stary zegar, dodając melodię z pozytywki. Próby zapewne nie wypadły zadowalająco,
bo wkrótce o pomyśle udźwiękowienia zegara zapomniano. Od wielu lat był nieczynny. Stąd też jego uruchomienie wzbudza
spore emocje. Mały zegar znajdował się na drewnianym budynku Dworca Wileńskiego, który istniał do września 1939 r.
Pracownicy zakładów przemysłowych, którzy jechali z Centralnej Pragi na Grochów, mogli patrzeć na zegar umieszczony
na gmachu fabryki słodyczy Wedla od strony ulicy Zamoyskiego. Ci zaś, co szli lub jechali w stronę Bródna i Pelcowizny
mogli, jak ja to czyniłem, patrzeć na zegar umieszczony na wewnętrznym budynku koszar 36 pp. im. Legii Akademickiej
przy ulicy 11 Listopada. Dziś po tym zawsze bardzo punktualnym, wojskowym zegarze pozostało tylko okienko o kołowym
obrysie. Zastanawiam się, gdzie jeszcze niegdyś były zegary. Były naturalnie w tramwajach elektrycznych. O ile się
nie mylę, również na kilku przystankach tramwajowych w końcu lat trzydziestych: na Targowej i Zygmuntowskiej (Al.
Solidarności). Nowoczesne przystanki, przeszklone i zwieńczone kulistą lampą służyły jako słupy reklamowe, a w swej
górnej części miały zegar.
Na dobrą sprawę Praga nigdy nie miała dużo zegarów do publicznego użytku. Nie znalazłem nawet jakiegoś zabytkowego zegara
słonecznego. Myślę o takim, jaki znajduje się na przykład w Łazienkach Królewskich i został tam ustawiony w 1786 r. i
ciągle bardzo dobrze chodzi. Myślę o drugim, podobnym czasomierzu z Ogrodu Saskiego, który pamięta Powstanie Styczniowe
w 1863 r. A wspaniały zegar Zamku Królewskiego z 1622 r., pierwszy w Warszawie zegar mechaniczny zabudowany na wieży.
Zegar niszczony i odbudowywany, ostatecznie zrekonstruowany i uruchomiony w 1974 .
Wspomnieć trzeba koniecznie o zegarach praskich doby najnowszej. A zatem o zegarze elektronicznym, który powiązano z
termometrem i umieszczono na rogu Targowej i Al. Solidarności w budynku dyrekcji PKP. Zegar świetlny dobrze się spisuje,
chociaż są trudności z odczytaniem jego wskazań w różnych porach dnia. Gorzej jest z termometrem, który od kilku tygodni
pokazuje niezmiennie zero stopni! Zegar i termometr, jak każdy mechanizm wymaga stałej opieki i konserwacji. To wniosek
oczywisty. Niecały bodaj rok istniał poczwórny obrotowy zegar ustawiony tuż przy wybiegu dla misiów w Al. Solidarności.
Jak szybko go ustawiono tak i niespodziewanie zniknął z pola widzenia mieszkańców Pragi. Trzeba na koniec wspomnieć o
Bardzo Ważnym Zegarze (specjalnie stosuję wielkie litery!) wbudowanym niedawno w ścianę frontową urzędu naszej dzielnicy.
Zegar jest duży, umieszczony tuż koło wejścia, a napis z metalowych dużych liter informuje, że tutaj mieści się Urząd
Dzielnicy Praga-Północ. Całość doskonale skomponowana. Teraz nie ma mowy, aby urzędnicy mogli się spóźnić do pracy, a
interesanci na umówione spotkania w poszczególnych wydziałach.
Wracam myślami na Pragę. Melodię do nowego zegara na wieży u władyslawiaków zaczerpnięto z utworu skomponowanego przez
Henryka Golda (prasa codzienna podawała imię kompozytora mylnie jako Artura). Melodię odpowiednio przystosował
instrumentalnie Adam Martin naczelnik Wydziału Kultury w urzędzie naszej dzielnicy, a prywatnie - kompozytor. Wyboru
dokonano dzięki pomocy Stanisława Wielanka, szefa znanego zespołu muzycznego. Nad stroną techniczną przedsięwzięcia
czuwał Marek Górski - zegarmistrz zawodowy, a całość prac sfinansowała szwajcarska firma Atlantic reprezentowana przez
spółkę Zibi. Dodam, że niegdyś miałem zegarek tej firmy i chodził bardzo dobrze, dopóki go nie zgubiłem podczas kąpieli
w Wiśle. Uzupełniam tę informację. Wspomniana firma reklamowała się na wieży liceum prawie rok. Nie był to zatem tylko
honorowy gest zacnej wytwórni zegarków.
Na zakończenie bardzo osobiste wspomnienie. Otóż mam przed sobą widokówkę nadesłaną z Wiednia. Na karcie zdjęcie sławnej
opery. A na odwrocie ręcznie napisane pozdrowienia z Wiednia dla pana Teofila Elszteina (czyli mojego śp. Ojca) datowane
w październiku 1930 roku. Czyli dokładnie 71. lat temu! Pod życzeniami widnieją dwa podpisy - Petersburski i Gold. Tak
się przedziwnie układają losy ludzkie i historia, że kompozytor melodii, którą wygrywa praska zegarowa pozytywka był
Ojca dobrym znajomym. Henryk Gold i Jerzy Petersburski, później dołączył do grupy Kataszko (imienia, niestety nie pamiętam) byli kompozytorami i tworzyli znakomity zespół muzyczny, który występował w restauracji hotelu Bristol począwszy od ok. 1925 roku. Zwerbowani zostali przez Lucynę Messal, znakomitą piosenkarkę operetkową, która w Sali Malinowej Bristolu prowadziła dancing na światowym rzec można poziomie. Ojciec mój był podówczas pracownikiem restauracji hotelowej, a później do 1932 r. prezesem jedynej chyba w historii przedwojennej Warszawy i największej spółki gastronomicznej
obejmującej trzy, jak to się niedawno mówiło "zakłady żywieniowe": Bruhl, Bristol, Cafe-Bar Ritz i Kasyno w Parku w
Konstancinie. Wspomnieniom tym poświęcam więcej miejsca w przygotowywanej do druku książce. No, proszę, jak to
uruchomienie praskiego zegara skłania do rozmyślań i wspomnień.
Paweł Elsztein
fot. Maestro
Żeby powiększyć miniaturę kliknij na niej