W 1939 roku, tuż przed wybuchem II wojny światowej, w całej Polsce było niespełna 30 tysięcy samochodów. Nie jest
to liczba zbyt imponująca, dziś tyle samo pojazdów zarejestrowanych jeździ po ulicach Torunia, czy Częstochowy.
Jednak sześćdziesiąt dwa lata temu wszystko wskazywało na to, że z każdym rokiem samochodów na polskich drogach
będzie coraz więcej. Bardzo zależało na tym rządowi Rzeczypospolitej, który zajęty był właśnie modernizacją Wojska
Polskiego potrzebującego jak największej ilości ciężarówek, samochodów osobowych i motocykli, a przede wszystkim -
wyszkolonych kierowców.
Przedwojenny rząd premiera Sławoja - Składkowskiego czynił więc starania, aby jak najwięcej Polaków miało swoje
własne auto. Tym, którzy kupowali samochody wyprodukowane w Polsce zwracał 20% ceny, ułatwiał inwestycje
zagranicznym firmom. Sytuacja na ówczesnym rynku motoryzacyjnym wyglądała bardzo podobnie do dzisiejszej:
Tak jak i dziś potentatami były dwie firmy: włoski Fiat (wówczas też produkowaliśmy cinquecento!) oraz
amerykański General Motors, inni (Ford, Citroen, Mercedes...) także odnosili sukcesy, choć o wiele mniejsze.
Niestety - co jest kolejnym podobieństwem do dnia dzisiejszego - nie produkowano nowoczesnego auta polskiej
konstrukcji. Sytuację tę zmienił kontrakt z Fiatem, na podstawie którego nasz przemysł miał stać się nowoczesny,
między innymi dzięki "offsetowi", czyli przenoszeniu włoskich technologii prosto do Polski.
Niestety, II wojna światowa przerwała dobrze zapowiadającą się współpracę. Jednak już w 1947 roku,
komunistyczny rząd odnowił umowę z Fiatem. Mieliśmy produkować średniej klasy samochód, a linia produkcyjna
sprowadzona z Włoch miała zostać zamontowana w nowo budowanej fabryce na Żeraniu. I chociaż już zmontowano
kilkadziesiąt fiatów 1100, plany te spaliły na panewce. Kontrakt trzeba było zerwać, wymigując się od płacenia
kar i odszkodowań. Zażyczył sobie tego "Wielki Brat" ze Wschodu - Związek Socjalistycznych Republik Sowieckich.
Wyjaśnienie było proste: Związek Sowiecki przygotowywał się do wojny z Zachodem, Polacy mieli dostarczyć
żołnierzy, taniej siły roboczej, części zamiennych, uzbrojenia i środków transportowych.
Samochód produkowany w Polsce musiał więc być znany żołnierzom sowieckim i musiał być naprawiany
częściami zamiennymi wspólnymi dla całego bloku komunistycznego.
Rozwiązanie było jedno - auto musiało być sowieckie. Wybór padł na samochód gaz M 20 pobieda ("Zwycięstwo").
Rosjanie "wielkodusznie" podarowali nam licencję, ale musieliśmy zapłacić za: dokumentację technologiczną,
szkolenie pracowników, oprzyrządowanie linii produkcyjnej. Na wzniesienie fabryki przeznaczono bardzo
niewiele czasu: pierwszy samochód powinien wyjechać w rocznicę wybuchu Rewolucji Październikowej 7
listopada 1951 roku. Przez niespełna półtora roku wzniesiono halę fabryczną, budynki biurowe, szkołę
przyzakładową, osiedle dla pracowników (dzisiaj nazywane Praga I), czy wreszcie linię tramwajową "21".
Terminu dotrzymano i jeszcze 6 listopada 1951 roku fabrykę opuściła pierwsza warszawa. Jeżeli Szanowni
Czytelnicy zainteresowani są duchem tamtych czasów, zachęcam do obejrzenia odcinków serialu "Dom",
opowiadających o powstawaniu bohatera niniejszego artykułu.
Podarunek naszych przyjaciół ze wschodu, nie był pierwszej świeżości: Rodowód auta wywodził się z forda A (1927 rok)
produkowanego w ZSRS na amerykańskiej licencji. Silnik pobiedy to silnik amerykańskiego dodge'a z 1940 roku.
Powiew nowoczesności wnosiła technologia produkcji - całe fabryki samochodów zostały wywiezione przez Sowietów
z terenów wschodnich Niemiec i polskich Ziem Odzyskanych. Jednak pobieda była samochodem dobrym - wytrzymałym,
sprawnym, dość oszczędnym i wcale nie tak przestarzałym. (Także na Zachodzie przerwano na czas wojny prace nad
nowymi samochodami: dwa najlepsze powojenne samochody świata - volkswagen garbus i citroen 2CV - skonstruowano
na długo przed 1939 rokiem!)
Pobiedę Rosjanie produkowali od 1948 do 1958 roku. Polacy swoją warszawę o wiele dłużej. W 1960 roku zaprzestano
na Żeraniu wykonywania "garbatych" warszaw M20, i rozpoczęto produkcję eleganckich limuzyn warszawa 223.
Później produkowano także wersje kombi, pick - up, a na podzespołach warszaw oparte były (jakże zasłużone
dla uspołecznionego handlu PRL) dostawcze żuki i nysy. Warszawy były głównie dyrektorskimi limuzynami i
rzadko trafiały do rąk prywatnych. Jeździli nimi taksówkarze i rajdowcy (tak! tak!). Warszawy kombi
były karetkami pogotowia, a warszawami z wielkimi białymi literami MO na przednich drzwiach jeździli
polscy milicjanci - między innymi najbardziej znani - kapitan Sowa i kapitan Żbik. Gdy w końcu lat
siedemdziesiątych w milicji pojawił się porucznik Borewicz, przesiadł się do nowiuteńkiego poloneza,
a warszawy przestano produkować.
Dziś warszawy są bardzo rzadkim widokiem na ulicach stolicy. O ile czasami poza miastem można zauważyć
warszawę używaną od trzydziestu lat przez tego samego właściciela, to u nas jest ich coraz mniej - szczególnie
garbatych "babć" M20. 23 czerwca będziemy mieli niepowtarzalną okazje przyjrzenia się tym pięknym samochodom
na ulicach naszego miasta. Otóż w celu uczczenia 50 rocznicy powstania samochodu warszawa zorganizowano zlot
warszaw w Warszawie. Impreza będzie miała charakter turystyczno - towarzyski, nie będzie żadnych wyścigów ani
rajdów, a jedyną rozegraną konkurencją będzie "konkurs koszy piknikowych" zorganizowany wieczorem na Bielanach.
Na zlot przybędzie co najmniej 75 załóg w tym około 50 w samochodach warszawa. Wszyscy spotkają się o godz. 8.30 na
parkingu pod Muzeum Techniki w Pałacu Kultury. Po pochwaleniu się swoimi autami i licytowaniu zalet własnych
samochodów o 10.00 kolumna warszaw ulicami stolicy przejedzie do Fabryki Samochodów Osobowych na Żeraniu. Tam,
przed bramą główną, kierowcy znów będą przechwalali się swoimi maszynami, a prażanie będą mieli okazję bliższego
przyjrzenia się warszawom. O jedenastej kolumna wjedzie na teren fabryki i uczestnicy zlotu zwiedzą FSO Deawoo.
O 12.30, na torze próbnym FSO (tuż po drugiej stronie ulicy Jagiellońskiej) Marian Repeta - kierowca fabryczny
FSO zaprezentuje warszawę - w całej jej krasie i w pełnym zakresie prędkości. Odważni będą mogli popróbować tego
samego, a wszystkie warszawy zrobią rundę honorową dookoła toru.
O 15.00 kierowcy warszaw opuszczą Pragę, aby także mieszkańcom innych dzielnic stolicy dać możliwość przyjrzenia
się swoim wspaniałym autom: pojadą na Festyn Bielański, na ulicę Papirusów, gdzie do zmroku będą "piknikować" i
popisywać się swoimi wspaniałymi maszynami.
A wszystko to będzie wraz z Państwem oglądał (a później zda relację)
T. Pawłowski
T. Pawłowski
Żeby powiększyć miniaturę kliknij na niej