Chłodnym okiem

Pieniądz publiczny

Ostatni z moich felietonów pozwoliłem sobie poświecić problemom Szpitala Praskiego. Ta wielce zasłużona dla Pragi i Warszawy placówka zasługuje na szanse rozwoju. Zdają się to rozumieć radni z miejskiej Komisji Zdrowia (nie bez znaczenia jest nieodległa perspektywa wyborów) mniej chyba miejscy urzędnicy, dla których jest to kolejna z niezliczonych pozycji budżetowych. Walka idzie o decyzje w sprawie dobudowy kolejnego łącznika pomiędzy kończonym pawilonem A2 i istniejącym najstarszym budynkiem szpitala tzw. pawilonem B od Panieńskiej, w którym mieści się m.in. ginekologia i położnictwo. Wiele wskazuje, ze zwycięży rozsądek i decyzja korzystna dla pacjentów w końcu będzie. Tak naprawdę w Warszawie i nie tylko zagrożonych jest wiele zadań. Czy chcemy, czy nie, pieniądze samorządu są pieniędzmi publicznym i jako takie wraz zadłużeniem państwa wykazywane są jako krajowy dług publiczny. Jego wysokość ujawnił ostatnio profesor Balcerowicz - wynosi on, bagatela, ponad 724 miliardy złotych, co przy rocznym budżecie państwa na poziomie 313 miliardów robi wrażenie. Gorzej, bowiem krajowy dług publiczny liczony metodą unijną w 2010 roku sięgnie 53, 1% PKB, w 2011 r. - 56, 3%, w 2012 r. - 55, 8%. Wszyscy w rządzie, a szczególnie minister Rostowski, jak diabeł święconej wody boją się przekroczenia wskaźnika zadłużenia PKB na poziomie 55%, czyli II progu ostrożnościowego. Progi wynikają z ustawy o finansach publicznych. Są ich trzy, w wysokości 50%, 55% i 60% rocznego PKB. Przekroczenie pierwszego progu powoduje, że w kolejnym roku nie można przyjąć budżetu z większym deficytem. Jeśli przekroczony zostanie próg drugi, wtedy kolejny budżet musi być taki, aby zapewnić spadek relacji długu do PKB. Po przekroczeniu trzeciego progu kolejny budżet nie może mieć żadnego deficytu. Przy corocznych deficytach państwa na poziomie 30-50 miliardów złotych jest o co walczyć.

Co to ma jednak do Warszawy? Ano ma, bo każda złotówka zadłużenia miasta jest częścią krajowego długu publicznego. Warszawa jest zadłużona na prawie 6 miliardów złotych i zbliża się do maksymalnego wskaźnika zadłużenia 60% dochodów własnych (nie lepiej jest w innych dużych miastach). Stąd też zapewne formalne i nieformalne zalecenia ministerstwa, żądające zmniejszenia zadłużenia przez samorządy. Tym tłumaczę sobie różne do tej pory niezrozumiałe ruchy finansowe skarbnika miasta m.in. niewprowadzenie tegorocznej nadwyżki budżetowej z lat ubiegłych do budżetu miasta, lecz spłacenie nią istniejących niewymagalnych zadłużeń. Podobnych działań jest więcej, a nazywane są "fachowo" inżynierią finansową. Tylko że tak samo, jak od mieszania łyżeczką herbata nie robi się słodsza, tak od inżynierii pieniądza nie przybywa. Może warto przejrzeć po raz kolejny wszystkie wydatki, zarówno samorządów, jak i państwa, i nie wydawać kasy na "pierdoły", lecz na sprawy rzeczywiście istotne. A do tych służba zdrowia na pewno należy.



Ireneusz Tondera
radny Dzielnicy Praga Północ
Sojusz Lewicy Demokratycznej
5185