Twardziele
Wielokrotnie opisywałem, jak wszystkie czyny straszne i śmieszne rządów Prawa i Sprawiedliwości można było wcześniej zaobserwować w mniejszej skali: w stołecznym ratuszu w kadencji Lecha Kaczyńskiego. Nie sposób się dziś - smutno - nie uśmiechnąć na wieść, że w ramach czystek w Polskim Radiu zwolniono z pracy dziennikarkę Joannę Dukaczewską z powodu rzekomego pokrewieństwa z byłym szefem WSI. W 2003 roku zwolniono z pracy szeregową urzędniczkę Annę Wieteskę tylko dlatego, że nosiła to samo nazwisko, co ówczesny szef warszawskiego SLD. Szkoda, że w czasie kampanii wyborczej w 2005 roku nikt nie wierzył w ostrzeżenia płynące z Warszawy. Liderzy partii obnoszącej się dziś z antykaczyzmem wówczas w co drugim zdaniu opowiadali o swoich "przyjaciołach z PiS-u"... Ten tekst jednak ma być optymistyczny. Piszę go dla osób obawiających się, że zapowiedź braci Kaczyńskich o "umieraniu za pierwiastek" podczas negocjacji w sprawie traktatu europejskiego spowoduje jakąś międzynarodową marginalizację Polski. Nie bójcie się, Lech Kaczyński już w ratuszu wykazał, jakim jest twardzielem. W 2003 r. osobiście zaangażował się w negocjacje warszawskich ZOZ-ów z Narodowym Funduszem Zdrowia. Poparł szpitale grożące bojkotem: "Fundusz przedstawił warunki nie do przyjęcia. Jesteśmy przygotowani na to, że nie dojdziemy z NFZ do porozumienia. Warszawiacy nie zostaną bez opieki lekarskiej!" Warszawiacy nie zostali bez opieki, za to dyrektorzy szpitali zostali na lodzie. Tuż przed upływem terminu Kaczyński nakazał im bowiem złożenie ofert w Funduszu. "Miasto nie może wziąć na siebie finansowania służby zdrowia" - wyjaśnił zdumionej opinii publicznej. Podobnie było z płatnym parkowaniem. Na początku 2003 r. Kaczyński ogłosił, że umowa z firmą Wapark, obsługującą system płatnego parkowania, jest nieważna. Jak się okazało, nie była to prawda, gdyż umowa wygasała dopiero w grudniu 2003 r. Rzekomo twarde negocjacje w sprawie nowej umowy trwały przez rok. Nie brakowało buńczucznych deklaracji typu: "Ja się procesu z Waparkiem nie boję!" i zapowiedzi: "Najlepsze byłoby zastąpienie parkomatów parkingowymi, którzy pobieraliby opłaty!" Gdy jednak nadszedł termin, po którym umowa z Waparkiem rzeczywiście wygasała, Kaczyński zasmucił się: "Daj Boże, żeby się dogadać. Dla kierowców będzie wygodniej, jeśli parkomaty zostaną." Nazajutrz, ku zdumieniu opinii publicznej, podpisał nową umowę z Waparkiem, w dodatku w trybie bezprzetargowym. Nie bójcie się, posłuchajcie przynajmniej tym razem głosu z Warszawy. To są twardziele tylko wtedy, gdy chodzi o wyrzucanie ludzi z pracy. |