Kubeł pomyj
Przeciwnicy ZUSOKu zwyczajowo wylewali przysłowiowy kubeł pomyj na ten zakład i na wszystko, co wokół niego się działo. Nikt nie zagłębiał się w szczegóły. Nie analizował sytuacji. Najprościej było napisać o największym trucicielu Warszawy, o spalaniu śmieci za pomocą ropy, o fruwających dioksynach, o olbrzymiej kasie wyrzucanej w błoto, a w zasadzie puszczanej z dymem. Wprowadzanie w błąd opinii publicznej trafiało na podatny grunt, jako że dotychczas nikt na poważnie nie zajął się stroną właściwego informowania o problemach gospodarki odpadami. Poza sporadycznie ukazującymi się artykułami prasowymi, w większości o charakterze sensacji, czy programami telewizyjnymi nadawanymi w porze tzw. najmniejszej oglądalności, trudno się doszukać planowej akcji informacyjnej np.: pod patronatem Ministerstwa Ochrony Środowiska, Ministerstwa Edukacji czy też samego zainteresowanego samorządu, przygotowującej grunt pod przyszłe inwestycje związane z budową instalacji do unieszkodliwiania odpadów. Jednym z argumentów przeciwko technologii termicznego przekształcania odpadów była rzekoma nieopłacalność procesu, konieczność jego dotowania. Wielomilionowe dotacje urosły do rangi symbolu, do straszaka, którym powszechnie się posługiwano, by zniechęcić wszelkich śmiałków do zmierzenia się z tym problemem. Tymczasem realia były zupełnie inne. Problem opłacalności wynikał głównie z polskiego systemu gospodarki odpadami, w którym jedynym czynnikiem regulującym sposób podejścia do śmieci była ich rynkowa cena. Tak się utarło, że powszechnie stosowane składowanie odpadów- metoda prawnie ograniczana w Unii Europejskiej - mimo pewnych regulacji nadal jest najtańszym sposobem pozbywania się śmieci. Posiadanie składowiska dla niektórych stało się złotodajną żyłą. Wędrujące po Polsce odpady stały się zmorą całego kraju. Choć obowiązywać zaczęły ustawowe opłaty środowiskowe na przyszłą rekultywację składowisk oraz obowiązkowy 30-letni monitoring zamkniętego składowiska, różnie z tym bywało. Trwała wojna o dostawców. Ceny składowania zaniżano. Specjaliści alarmowali o znikaniu i rozpływaniu się wytwarzanych odpadów. Próby zmiany przepisów spotykały się z masowymi protestami firm przewozowych. Nic więc dziwnego, że na wolnym rynku trudno było się spodziewać, że dla idei ktoś będzie korzystał z zakładów przetwórczych i budował je, gdy każda forma przetworzenia jest droższa od wyrzucenia odpadu na hałdę. Tak było w przypadku ZUSOK. Instalacje cierpiały na brak surowca, mimo znacznie niższej ceny unieszkodliwiania ustalonej przez miasto niż obowiązująca na warszawskim składowisku odpadów w Łubnej. Warszawskie śmieci wywożono pod Bełchatów i do Jastrzębia Zdroju. To się lepiej opłacało firmom przewozowym niż unieszkodliwienie na miejscu. Każda próba podwyższenia ceny skutkowała omijaniem warszawskiego zakładu przez śmieciarki. Osobnym problemem były założenia projektowe zakładu, który przyszło mi organizować. Pewne rozwiązania techniczne wymuszały wzrost zatrudnienia, który wpływał na późniejsze koszty eksploatacyjne. Zakład działał nie w pełnym kształcie technologicznym. Nie przewidziano węzła produkcji energii cieplnej, który obecnie jest realizowany. Wszystko to miało wpływ na koszty funkcjonowania spalarni. W swoich analizach wielokrotnie wskazywałem na konieczność optymalizacji układu technologicznego zakładu, co nawet bez zmiany przepisów prawa umożliwiłoby ZUSOKowi pracę bez dotacji zewnętrznych. Natomiast należy podkreślić fakt, że warszawski zakład to nie tylko spalarnia odpadów. To kompleks różnych procesów do przetworzenia różnych frakcji odpadów. To właśnie stanowi o unikalności tego przedsięwzięcia w skali europejskiej. Przypomnijmy więc, że w ZUSOKu nie spala się surowych odpadów. Wobec braku systemowej segregacji na poziomie gospodarstw domowych, tę segregację przeprowadza się w zakładzie. Produkuje się więc ze śmieci paliwo dla instalacji spalarniowych, odzyskuje surowce wtórne, odseparowuje odpady niebezpieczne, a materiały biologicznie czynne poddaje kompostowaniu. Ponadto na terenie zakładu zobojętnia się odpady poprocesowe. Choć niektórzy nie chcą wierzyć, naprawdę jest to jeden z najczystszych ekologicznie zakładów w Polsce. Gwarantują to obecnie funkcjonujące przepisy emisyjne. Jeśli się chce odpady unieszkodliwiać w sposób optymalny - musi to kosztować. Jednak rozwiązania systemowe umożliwiają takie finansowanie przedsięwzięć, że nie jest ono odczuwalne przez mieszkańców. Dlatego ważne jest na samym wstępie przyjęcie odpowiednich założeń, uwzględniających realia lokalne, właściwe zaprojektowanie instalacji - dające szanse na samofinansowanie przedsięwzięcia gospodarczego. W przypadku spalarni odpadów ważne jest obok optymalnej technologii z punktu widzenia kosztów budowy i eksploatacji także wyposażenie zakładu w węzeł do produkcji energii elektrycznej i cieplnej w skojarzeniu, a także ustalenie optymalnej wydajności zakładu. Jest to niebagatelne dla bilansu działania instalacji, bowiem nowoczesna technika umożliwia uzyskanie ok. 600-650 kW energii z 1 tony śmieci. Dotychczas wykonywane analizy wykazały, że tam gdzie jest uzasadnione stosowanie spalania odpadów, systemy gospodarki odpadami wyposażone w takie instalacje są konkurencyjne w stosunku tych bez instalacji przekształcania termicznego. Jednak ze względu na kontrowersje towarzyszące realizacji spalarni, ich budowa musi odbywać się w zgodzie z nowymi europejskimi przepisami odnośnie prowadzenia procesów inwestycyjnych o dużym oddziaływaniu na środowisko, a więc w ramach konsultacji społecznych, właściwej informacji. Wybór optymalnej lokalizacji w drodze swoistej umowy społecznej zapobiegnie problemom, które towarzyszyły powstawaniu warszawskiego Zakładu Unieszkodliwiania Stałych Odpadów Komunalnych. A ponadlokalnie? Należy edukować i informować. To właśnie zaproponowała mi "Nowa Gazeta Praska".
Jacek Kaznowski
|