Emocje
Śliwka w kompocie Ci, którzy mnie znali, obserwowali moją determinację i starali się mi pomagać. Denerwowało mnie wszystko, ale wbrew logice myślałem o ZUSOKU jak o swoim dziecku. Podchodziłem do niego emocjonalnie. Opracowywałem znaki firmowe, projektowałem papier do korespondencji - zapragnąłem stworzyć firmę na wzór tych oglądanych w całej Europie. Niektórzy współpracownicy mówili, że wpadłem jak śliwka w kompot, przestrzegali przed układami, zawiścią. Raz nawet usłyszałem z ust wysoko postawionego urzędnika, że stałem się ofiarą ZUSOKU. Jednak nie żałuję ani jednego dnia spośród tych poświęconych tworzeniu spalarni. Uważam, że mimo wszystko odniosłem sukces. Moi byli współpracownicy witają mnie życzliwym uśmiechem, a ja odczuwam satysfakcję, że odwaliłem kawał roboty bez którego nadal tkwilibyśmy w ślepym zaułku niemocy. Wszystkie moje plany, programy są dziś wdrażane, realizowane. Moje analizy potwierdziły zatrudnione przez nowe władze miasta firmy. Wola niszczenia prysła. Pytania kierowane o ironio na moje ręce o stanowisko odnośnie zamknięcia zakładu, sprzedaży gruntu leżącego pod nim celem przysporzenia budżetowi miasta dodatkowych profitów uleciały w niebyt. Wszystko to spowiła mgła upływającego czasu - pozostało mimo wszystko uczucie zwycięstwa - udało mi się obronić zakład, który z takim trudem się rodził i niespełniona pasja rozbudzona pracą dla miasta w ZUSOKU. Ale cofnijmy się do początku drogi. Aby zakład ruszył załodze brakowało uprawnień wymaganych przepisami prawa. Poszukiwałem komisji, która mogłaby przeegzaminować przyszłych spalaczy i namaścić ich do samodzielnej pracy przy produkcji prądu. Dotarłem do Stowarzyszenia Elektryków przy NOT. Udało się załatwić stosowne szkolenia i posiąść wspólnym wysiłkiem komisji i adeptów wymagane papiery. Elektrownia stała przed nami otworem - przynajmniej od tej teoretycznej strony. Wszędzie pojawiały się jakieś miny do rozbrojenia. Nawet przy rejestracji zakładu nie obyło się bez problemów. Chęć uzyskania regonu wywołała w urzędzie konsternację - wymagała długich konsultacji, aby sklasyfikować niespotykany dotychczas podmiot gospodarczy. Co do techniki poszczególne węzły zakładu działały, lecz ich działanie pod obciążeniem, w realiach otaczających zakład pozostawało olbrzymią zagadką. Projekt został zrealizowany, lecz czy projektant wszystko przewidział? Starałem się sięgać pamięcią do doświadczeń wyniesionych z pracy w elektrociepłowniach. Aby być pełnym szczęścia niestety jak się okazało, musiałem zaprojektować i zrealizować dodatkowe zabezpieczenia urządzeń i wprowadzić zmiany w automatyce. Bez wystarczających środków, w stresie wynikającym z niemożliwości wykorzystania turbozespołu, ze świadomością, że brak możliwości pracy bloku podnosi nasze koszty zabraliśmy się do wprowadzania niezbędnych usprawnień. Pomysłów na zmiany mieliśmy wiele. Nie wszystkie były realne, lecz wiele z nich stanowiły rozwiązania uznane później przez specjalistów zachodnich za godne podziwu. Zmieniliśmy automatykę pieca, radziliśmy sobie z oprogramowaniem, wprowadziliśmy nowy sposób zawieszenia obmurza pieca, zmieniliśmy wentylację kompostowni, wymyślaliśmy i realizowaliśmy. Podstawowym problemem ZUSOKU stała się segregacja odpadów. Kiedy obmyślano założenia techniczne zakładu planowano, że do czasu budowy spalarni powstanie w Warszawie system segregacji pojemnikowej oraz wdrożona będzie zbiórka surowców. Tak się niestety nie stało. Cały ciężar odpowiedzialności za śmieci, upraszczając sprawę, zwalono na firmy przewożące - odpychając problem od siebie, lecz tworząc przesłanki, które dziś przeszkadzają w porządkowaniu gospodarki odpadami. Śmieci zaczęła wozić w Warszawie ponad setka małych i dużych firm. Tak więc zamiast wstępnie przesegregowanych odpadów do zakładu zaczęły płynąć zmieszane śmieci zawierające wszystko co sobie można tylko wyobrazić: felgi, akumulatory, belki z konstrukcji stalowych, gruz budowlany, szkło, ceramika, lodówki, kanapy itd. Zrozumiałe jest, że ZUSOK nie mógł połknąć takiej masy różności. Urządzenia się blokowały. Powstawały awarie, przestoje uniemożliwiające płynną pracę. To z kolei podważało wiarygodność firmy. Trzeba było znaleźć lekarstwo. Powstawać zaczęła instalacja do segregacji ręcznej odpadów gabarytowych wraz z urządzeniami do rozdrabniania odpadów. Gdy ją uruchomiliśmy problem ustąpił. Można się było skoncentrować na innych niedomaganiach. Kolejną próbą nerwów stała się kompostownia. Tu powracają wspomnienia ze szczenięcych czasów, gdy z rodzicami odwiedzałem warszawski ogród zoologiczny. Zawsze gdy zbliżałem się do wybiegu dla hipopotamów moje zmysły węchu drażnił nieznośny fetor. Coś podobnego działo się z naszą kompostownią- eksperymentem zrealizowanym na wzór kompostowni włoskich. Tam jednak jest troszkę inny klimat, a i model gospodarki odpadowej odmienny. Przede wszystkim we włoskich śmieciach zwożonych do tamtejszych kompostowni jest około 60 % materiałów organicznych, które stanowią o jakości kompostu. My w Warszawie otrzymywaliśmy surowiec, w którym w zasadzie było wszystko tylko nie organika. Jak więc z piasku wyprodukować kompost? Oto jest pytanie. Zasięgaliśmy języka u fachowców z branży, praktyków parających się kompostowaniem od lat, konsultowaliśmy się z dostawcą technologii - efekt był mizerny. Eksperci zachodni stwierdzili, że z odpadów komunalnych zawierających mniej niż 60 % części organicznych kompostu się zrobić nie da. Nie poddaliśmy się jednak. Wyprawa do włoskich kompostowni w San Georgio di Nogare oraz Udine przyniosła pewne spostrzeżenia. Rozpoczęliśmy więc pracę nad przeobrażeniem naszej kompostowni i procedurami umożliwiającymi produkcję dobrego jakościowo kompostu. Dalsze wysyłanie zgniłego odpadu na składowisko było bezsensem, tym bardziej że efektem były uciążliwe zapachy towarzyszące procesowi. Zaczęliśmy od uszczelnienia stalowej hali, wytłumiliśmy pomieszczenia dmuchaw, pozbywając się hałasu, wprowadziliśmy możliwość automatycznego sterowania nadmuchem, zwiększyliśmy wydolność wentylacji, stworzyliśmy podciśnienie w hali kompostowni i w prosty sposób wprowadziliśmy jego sygnalizację, zmieniliśmy po próbach eksploatacyjnych wsad filtra biologicznego mającego zatrzymywać fetor i filtrować powietrze z hali kompostowni, wprowadziliśmy dodatkowe filtry powietrza. Wdrożone zostały także nowe procedury prowadzenia procesu. Uzupełnieniem usprawnień stało się sito mobilne, które służyło do pozbycia się na różnych etapach produkcji stłuczki szklanej, mogącej drażnić oczy przechodniów swym blaskiem na trawnikach. Zbudowaliśmy także urządzenie do wzbogacania surowca do kompostowania o trawę i liście z warszawskich parków. W efekcie naszych wysiłków osiągnęliśmy sukces. Wbrew opiniom ekspertów zachodnich nasza kompostownia wydała kompost porównywalny z tym z Zielonki. Zakład zaczął kompostem handlować, strumień odpadów przestał płynąć na składowiska. Efekty były wymierne. Aby wyeliminować ewentualne uciążliwości zapachowe zacząłem starania o budowę instalacji do neutralizacji nieprzyjemnych zapachów. W odbiorze tej instalacji uczestniczyli mieszkańcy okolicznych osiedli mieszkaniowych. Jacek Kaznowski |