Lewa strona medalu

Czy Bóg pomoże?

Przekonamy się o tym już w najbliższym czasie podczas kolejnej sesji Rady Dzielnicy Praga Północ. Dowodem na jego moc sprawczą będzie zachowanie radnych Praskiej Wspólnoty Samorządowej oraz Prawa i Sprawiedliwości. A konkretnie to, czy pod wpływem rozmów z Panem Bogiem wreszcie się opamiętają. W ostatni piątek w katedrze św. Floriana odbyło się nabożeństwo w intencji północnopraskich radnych. Uczestniczyli w nim karnie radni obu wspomnianych wyżej ugrupowań oraz... niejaki Łukasz M. Ten ostatni to znany już chyba wszystkim bohater ostatnich miesięcy. Niestety, jak najbardziej negatywny. Wybrany z list Platformy Obywatelskiej oszukał jej wyborców i postanowił wspierać Prawo i Sprawiedliwość w przejęciu władzy na Pradze Północ. Ale nie tym zasłużył sobie na miano czarnej owcy stołecznego samorządu. Okazało się bowiem, że 24-letni Łukasz, okrzyknięty wcześniej "złotym dzieckiem" Platformy ma postawione zarzuty prokuratorskie i to nie za kradzież lizaka ze sklepu spożywczego. Prokurator zarzucił mu szantaż i posiadanie treści pornograficznych z udziałem dzieci! A Łukasz M. się do tych zarzutów przyznał. Choć rzecz działa się już ponad rok temu, na jaw wyszła dopiero teraz. Po wpadce Łukasz M. postanowił poszukać schronienia w objęciach partii rządzącej i zapisał się do Platformy Obywatelskiej zatajając, że ma jakiekolwiek problemy z prawem. Potem oczarował wyborców i został wybrany na radnego Pragi Północ. Być może, jego kariera rozwijałaby się dalej, gdyby młody radny nie popadł w samouwielbienie i nie ubzdurał sobie, że jest tak wielki, że sam może kreować politykę - na początek tę lokalną. Raz więc zagłosował z PO, innym razem z PiS-em - w końcu to od jego głosu wszystko na Pradze zależało. Wydawało mu się, że jest królem świata, a niektóre zachwycone nim media tę świadomość w nim jeszcze wzmacniały. Do czasu. Czar prysł, gdy wywiad z Łukaszem M. zobaczył w telewizji prokurator prowadzący jego sprawę i zorientował się, że oskarżony robi zawrotną karierę w lokalnej polityce. Zgodnie z przepisami, o zarzutach poinformował przewodniczącą Rady Dzielnicy i wybuchł skandal, jakiego Warszawa jeszcze nie widziała. Oskarżony Łukasz M. nie stracił jednak tupetu i oświadczył, że... to polityczna zemsta PO, a popełnione przez niego przestępstwo, to... błąd młodości. Mimo chwilowej konsternacji, o przyzwoitości zapomnieli też radni Prawa i Sprawiedliwości, którym Łukasz M. jest niezbędny do kolejnych prób obalenia zarządu dzielnicy powołanego przez prezydent Hannę Gronkiewicz-Waltz. Radni partii Jarosława Kaczyńskiego postanowili więc zapomnieć o prawie i sprawiedliwości - w końcu cel uświęca środki. I nieważne, że ich sojusznik Łukasz M. miał zdaniem prokuratury na komputerze 3 tysiące zdjęć z pornografią dziecięcą.

Mam nadzieję, że piątkowe nabożeństwo natchnie radnych Prawa i Sprawiedliwości oraz Praskiej Wspólnoty Samorządowej i zmusi choć do odrobiny przyzwoitości. Że wyrzekną się kontaktów z Łukaszem M. i przestaną korzystać z jego głosu. Że zmuszą go do rezygnacji z mandatu radnego, bo wstydem jest, by ktoś z takimi zarzutami ten mandat pełnił. Jeśli Bóg może pomóc, to tak się stanie.


Sebastian Wierzbicki
wiceprzewodniczący
Rady Warszawy
(Klub Radnych SLD)
www.sebastianwierzbicki.pl

5102