Prosto z mostu

Kwestia skali

Nasz prezydent-elekt Lech Kaczyński poleciał na wakacje na Sycylię rządowym samolotem Tu-154. Ta przyjemność kosztuje nas, podatników, sto kilkadziesiąt tysięcy złotych. Prominentny polityk PiS, specjalista od ścigania korupcji, zapewnia, że zna osobiście Lecha Kaczyńskiego i że to bardzo skromny, miły człowiek i że to na pewno nie był to jego pomysł, na pewno przekonało go do tego Biuro Ochrony Rządu. Prominentny polityk PO, specjalista od redukcji kosztów administracji, też broni Kaczyńskiego mówiąc, że winny jest system, który pozwala na takie ekstrawagancje prezydentom RP.

Problem w tym, że do tej pory takich ekstrawagancji nie było. Mamy do czynienia ze specyficzną sytuacją prezydenta-elekta, półprywatnej osoby, już korzystającego ze środków prezydenckich, ale jeszcze nie mającego prezydenckich przywilejów, praw i obowiązków.

Gdy obejmie urząd, będzie pracował 24 godziny na dobę, gdyż w Polsce nie ma wiceprezydentów. Prezydent RP nie wyjeżdża na wakacje za granicę. Specjalnie dla potrzeb prezydenckiego wypoczynku państwo polskie utrzymuje ośrodki wypoczynkowe m. in. w Juracie i w Wiśle.

Lech Kaczyński jest trzecim prezydentem-elektem w III RP. Lech Wałęsa w 1990 roku pomiędzy dniem wyborów a dniem zaprzysiężenia nie miał czasu na urlop. Natomiast Aleksander Kwaśniewski raz tylko był w sytuacji prezydenta-elekta, w 1995 roku. Rzeczywiście, pojechał wtedy na Wyspy Kanaryjskie. Rejsowym samolotem, za który zapłacił z własnej kieszeni. Koszty wakacji Lecha Kaczyńskiego to kropla w olbrzymiej objętości budżetu państwa. Tak, jak koszty remontu gabinetu prezydenta m. st. Warszawy w 2003 roku były kroplą w ośmiomiliardowym budżecie miasta. Tak, jak koszty utrzymania osobistej ochrony; Kaczyński był jedynym prezydentem miasta, który chodził po ulicach z ochroniarzem. I tak dalej.

Zawłaszczenie miasta przez PiS, zatrudnianie krewnych i znajomych, które obserwowaliśmy w Warszawie, niedługo okaże się tylko skromną wprawką przed tym, co zobaczymy w skali państwa. To znaczy, możemy nie zobaczyć. IV Rzeczpospolita zaczyna się bowiem od przejęcia przez PiS Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, a co za tym idzie obsadzenia władz publicznego radia i telewizji przez ludzi lojalnych wobec braci Kaczyńskich. To już nie jest kwestia smaku. To kwestia skali.

Maciej Białecki
radny woj. mazowieckiego

www.bialecki.net.pl
4665