No to sobie wybraliśmy

Pierwotnie felieton ten ukazać się miał w poprzednim numerze NGP, trzy dni po ogłoszeniu wyników wyborów prezydenta RP. NaPISany był i tylko dzięki zdrowemu rozsądkowi wydawcy w swej pierwotnej wersji nie ujrzał światła dziennego. W zamian za to mogliście Państwo otrzymać analizę planu budżetu dzielnicy Praga Północ na 2006 rok. Przypomnę nieśmiało, że po raz pierwszy władze i radni Pragi Północ postawili się prezydentowi miasta i zażądali środków o ponad 33 miliony wyższych niż im zaprojektowano. Przedstawiłem wtedy dwie koncepcje, wzajemnie się nie wykluczające. Pierwsza z nich głosiła, iż jest to skutek odejścia z zarządu wiceburmistrza Sipiery, który jako jedyny nie prażanin w tym zarządzie miał bardzo uległy stosunek do władz miasta i za nic nie chciał dopuścić do jakichkolwiek rozbieżności pomiędzy propozycjami miasta a opinią dzielnicy. Druga wyraźnie wskazywała na to, iż rok 2006 jest rokiem wyborczym i warto mieć, lub chociaż powalczyć o lepszy budżet, pozwalający wykazać się mieszkańcom –wyborcom. Dziś nasuwa mi się trzecia. Zakładając, iż Lech Kaczyński opuści fotel prezydenta Warszawy, a na jego miejsce przyjdzie aspirująca do tego Hanna Gronkiewicz - Waltz z PO, lub ktokolwiek inny, czy nie wymyślono przypadkiem, że warto wpuścić nowego prezydenta w kanał niedoszacowanego budżetu?

Dziś potraktuję całą sprawę łagodniej. Nie moje małpy, nie mój cyrk, lecz to wypada wyraźnie stwierdzić "Idol wszystkich warszawiaków", "Słońce Warszawy", "Nadzieja zmarzłych tramwajarzy, pasażerów i kierowców autobusów", "Gwiazda warszawskiego metra", "Pogromca mafii taksówkowej i lokali rozpusty", "Wielki Inwestor Stolicy", "Bezpiecznik bezpieczeństwa", "Oko monitoringu Stolicy" nas opuścił. Zerwał kontrakt, który zawarł z mieszkańcami stołecznego grodu lat temu trzy. Zostawił po sobie straszny bałagan rozgrzebanych inicjatyw i niewiele spraw doprowadzonych do końca. Kluczowym dokumentem eksploatowanym w końcówce kampanii prezydenckiej była "Strategia rozwoju Warszawy do 2020 roku". Dokument to wiekopomny, z fundamentów którego przez trzy lata nie wynikało nic poza obietnice i nie zrealizowane nadzieje warszawiaków na sprawny rozwój stolicy. Lech Kaczyński w wyborach, nie mając szans na poparcie inteligencji, wybrał wsparcie Leppera i ojca Rydzyka. W to, że Kaczyńskiemu jest blisko do socjalizmu nie wierzą chyba zarówno Bugaj i Gierek, którzy ku mojemu zdumieniu poparli prosocjalne, miłe dla ucha elementy jego programu. Było to raczej wezwanie do przeciwstawienia się ideom liberalizmu, w który został wepchnięty Tusk, a jego sztab wyborczy nie podołał wyrwaniu się z tego schematu.

Dziś "Prezydent elekt wszystkich Polaków i obywateli narodowości także nie polskiej", "Pierwszy kadrowy", "Słońce narodu od Bałtyku po Karpaty i od Nysy po Bug", ma nowe pola do popisu. Obecnie obszarem oddziaływania jego ego będzie nie tylko stołeczny gród, lecz cała RP. Jako prezydent Warszawy był jedynie skrępowany nieprecyzyjną ustawą warszawską, w której gąszczu przepisów mógł wydawać zarządzenia nie podlegające żadnej jurysdykcji, także administracji rządowej.
Jako prezydent RP jest jednak skrępowany KONSTYTUCJĄ. Dokument ten w miarę precyzyjnie określa, co wolno, a czego nie wolno władzy. Szczególnie zaś chroni WOLNOŚCI, PRAWA I OBOWIĄZKI CZŁOWIEKA I OBYWATELA, do których zmiany powinno się uzyskać poparcie większości obywateli w referendum konstytucyjnym.

Przeprowadzenia referendum konstytucyjnego przy szczególnych zmianach konstytucyjnych może zażądać 1/5 ustawowej liczby posłów, Senat lub Prezydent (Prezydent PiS, w Senacie większość PiS, 1/5 posłów to 92 osoby, co przekracza liczebność klubu SLD a nawet SLD i PSL, języczkiem u wagi pozostaje PO – 133 członków).

Jeszcze słabsze umocowanie w Konstytucji mają przepisy mówiące o kompetencjach Sejmu i Senatu, Prezydencie RP, Administracji Rządowej, Samorządzie Terytorialnym, Sądach i Trybunałach, NIK, RPO, które mogą być zmienione bez opinii obywateli w referendum, a li tylko wyłącznie w wyniku większości 2/3 większości sejmowej oraz bezwzględną większością głosów senatorów. ALE. Partia braci Kaczyńskich bez PO i SLD w Sejmie większością 2/3 na całe szczęście nie dysponuje, sądzę więc, iż po rozwodzie z PO jeden z głównych postulatów PiS - zmiana Konstytucji i powołanie IV RP legnie w gruzach. Szybko zapominane zostaną inne hasła, jak finansowanie służby zdrowia z budżetu państwa, utrzymanie stałego poziomu deficytu budżetowego na poziomie 30 mld złotych (słynna kotwica budżetowa) pozostanie tylko rządzenie kadrami, a w tym PiS jest dobry. Jednym ruchem już zmieciono szefów policji, straży granicznej, straży pożarnej, ABW i innych służb na ich miejsce powołując ludzi luźno orientujących się w problematyce, którą przyszło im kierować. Wszyscy jednak mają wspólną cechę - są swoi.

Wymiecieni i zastąpieni przez swoich zostaną wojewodowie oraz przedstawiciele inspekcji im podległych. Będziemy obserwować pozorne ruchy likwidacji delegatur biur wojewódzkich, gospodarstw pomocniczych i niektórych agencji rządowych – zmniejszenia biurokracji nie oczekujmy. Ich zadania w centralach przejmą inni, nowi pisowscy urzędnicy. Ten manewr pan Kaczyński przerobił w Warszawie, zwalniając 1500 urzędników i na ich miejsce przyjmując 1500 swoich. PiS za wszelką cenę dąży do monopolu władzy, co pokazała także ostatnia sesja na Pradze Północ. Oby im się nie udało.


Ireneusz Tondera
radny woj. mazowieckiego
przewodniczący klubu
radnych SLD

7367